
Cholernie obrażona na cały świat, w szczególności na mój cały świat ( czyt. na mojego M.) stawiałam pierwsze kroki w Czechach. Jak on mógł zaplanować dla nas wakacje w Pradze, jak on śmiał wywieźć mnie z ukochanych Karkonoszy i narazić na zetknięcie się z tłumem obcokrajowców?
Małe, bezbronne i obrażone skazane na obserwowanie rozanielonych, zachwyconych byle czym ludzi. Pełno ich, jakby coś za darmo rozdawali, a w górach tak spokojnie, tak błogo, tak cudnie. Naburmuszona stwierdzam, że absolutnie nic nie jest w stanie zrekompensować mi bajecznych widoków – ogłaszam strajk i międzynarodową żałobę!
Bo czymże można by zastąpić rozkoszny zapach oscypków i zadowolenie z każdej zdobytej wysokości?
Rozpycham się łokciami, by choć na chwilę móc złapać oddech. Stada i pędzące przed siebie kolonie nie zważają na to czy stoisz, czy leżysz – nie idziesz w ich stronę, to nie stój na przeszkodzie. Stratowana ruszam, gdziekolwiek. Po prostu przed siebie, prowadzona przez tłum i trzymana za rękę udającego, że ogrania mapę, ktosia.
Obserwuję i nie oszczędzam niemiłych komentarzy na temat owej Pragi i turystów podziwiających jej rzekome piękno. Jako że praktycznie nikt nie rozumie mego bełkotu, bo Polaków w Pradze dosłownie garstka (pewnie zdobywają nieznane mi dotąd szczyty Karkonoskich piękności – wiedzą co dobre, polać im!), to gadam jak najęta, wredna ja.


Wszyscy zachwycają się zegarem i czekają na moment, kiedy wybije pełna godzina – i ja czekam, a nuż wydarzy się cud? A nuż spadnie mi jakaś cegła na łeb i oprzytomnieje? Podświadomie oczywiście wiem, że to nie będzie miało miejsca, ale co jeśli…
Jak zwykle miałaś rację – Panno Małgorzato – owacje na stojąco! Zarówno o godzinie dziewiątej, jak i dwunastej niewielki kościotrup pociąga za sznur, by dzwon zaczął bić. Serio, to już? Patrzysz na tłum, na niego, znowu na tłum i na zegar – już. Kolejny cud świata – klękajcie narody, czegoś podobnego nawet się nie spodziewałaś – rozczarowań ciąg dalszy.

Idziesz. Tu coś pięknego, tam cię coś zachwyci, oczywiście głośno się nie przyznasz, ale zaczynasz dostrzegać piękno w drobiazgach. Bezwiednie rozstajesz się z grymasem na twarzy i dziarskim krokiem podążasz kolejnymi uliczkami. Idziesz dalej i każdy kolejny krok, świadomie stawiasz z coraz większą odwagą, patrzysz i chłoniesz każdy moment, każdą chwilę. Zachwycasz się tak samo mocno, jak oni wszyscy, cieszysz się na widok podanego z rozmachem piwa – toż to takie “czeskie”. Każde podsłuchane, czeskie słówko zapisujesz w pamięci i niby po czesku, ale na migi, próbujesz prowadzić rozmowę to przy piwie, to przy kluskach. Już wiesz, że to miłość, miłość od drugiego spojrzenia.


Odpowiednia ilośc czeskiego piwa jest gwarantem dogadania sie, na migi w szczególności ;p
hahahaha tak, to prawda!
Mnie Praga zachwyciła od pierwszego widoku. Pokochałam jej zabytki, uliczki pełne ludzi, parki i ogrody. Wiem, że na pewno tam jeszcze wrócę 🙂
ja w Pradze zostawiłam wspomnienie najpiękniejsze – już zawsze będę tam wracać! 😉
Super post 🙂 My też mamy zamiar wybrać się do Pragi, bo wiem, że to piękne miasto na pewno warte zobaczenia 🙂
Koniecznie musicie tam pojechać!!! Bosko jest 😉